Rośnie we mnie…

…obezwładniająca bezsilność. I gniew. Na tego boga, tego „miłosiernego” i „sprawiedliwego” ojca w niebie, który koniec końców okazuje się mściwym sukinsynem. W ostatnich latach zabierał nam Przyjaciół: Miśka, Sadystę. Miś zaniedbywał się trochę, Sadysta chorował. Płakaliśmy z bólu, szukaliśmy u siebie nawzajem pocieszenia. Śpiewaliśmy „Na mnie już pora” i znów płakaliśmy. Ale teraz zabrał Olka – chłopaka, który cieszył się światem i życiem. Na niego to nie była pora. To nie był jego czas. Jak bezlitosnym „bogiem” trzeba być, żeby zabierać z tego świata takiego człowieka, kiedy dookoła egzystuje mnóstwo patologii, ludzkich pasożytów, złodziei, pedofili… Jak można zabrać człowieka, który miał tyle do zrobienia, dawał radość i dumę. Który świecił takim jasnym światłem.
Rośnie we mnie gniew i rozpacz.
Nie ma żadnego boga.
Nigdy nie było.
Nigdy.
Żadnego.

Szanowny Panie,

Ambasada RP w Pakistanie jest w stałym kontakcie z tutejszymi władzami. Z przekazanych przez władze informacji wynika, że warunki atmosferyczne nie pozwalają obecnie na kontynuowanie poszukiwań. Czynimy starania, by poszukiwania wznowiono, gdy tylko pozwolą na to warunki. W przypadku kolejnych pytań prosimy o kontakt w tej sprawie z Biurem Rzecznika Prasowego MSZ RP rzecznik@msz.gov.pl

Z szacunkiem
Krzysztof Jasiński
Chargé d’Affaires a.i.
Ambasada RP w Pakistanie
Tel.: +92 300 855 0678, fax: +92 51 2600852
www.islamabad.msz.gov.pl

Nie umiem…

…pogodzić się z przerwanymi poszukiwaniami Olka.

Napisałem list do Ambasadora Krzysztofa Jasińskiego:

Szanowny Panie Ambasadorze,

w imieniu zrozpaczonych bliskich oraz przyjaciół Aleksandra Ostrowskiego zwracam się z najgorętszą prośbą o wznowienie poszukiwań zaginionego w sobotę naszego Przyjaciela. Z doniesień prasowych wynika, że ekipa poszukiwawcza była nieliczna i poddała się po jednorazowej próbie odnalezienia Olka. Rozumiem, że warunki pogodowe mogą być niekorzystne ale kluczowym elementem jest tutaj czas. Olek nie jest amatorem, był z pewnością przygotowany na pogarszające się warunki. Nie do zniesienia jest myśl, że być może leży gdzieś w szczelinie, być może ranny lub połamany ale żywy, z nadzieją na ratunek, nie wiedząc, że nikt go już nie szuka.
Olek przyczynił się do rozsławienia polskiego sportu wysokogórskiego zjeżdżając jako pierwszy Polak na nartach z Cho-Oyu. Uczynił to na własną rękę, pchany pasją i miłością do gór.
Zwracam się do Pana Ambasadora w imieniu wszystkich tych, którzy kochają go tu, na dole – najserdeczniej prosimy o wznowienie poszukiwań. Głęboko wierzymy, że niebieskie połoniny mogą jeszcze na Niego zaczekać.

Z uszanowaniem,
Radosław Jurzysta

Do komentujących idiotów na Onecie….

Wiecie co? Wy wszyscy, którym z taką łatwością przychodzi opluwanie człowieka za realizowanie swoich pasji… Weźcie dobry rozbieg i pierdolnijcie (tylko skutecznie) w jakiś mur. Jak można być takim wyzutym z empatii skurwysynem, żeby pytać „a kto funduje takie wypady”? „Kto płaci za poszukiwania”? „Głupota”, „sam chciał”, „kto szuka guza ten znajdzie”? Ludzie, co z wami jest? Doprawdy, jeśli nie macie nic do powiedzenia to zamknijcie mordy. Po prostu je zamknijcie. Bo tam w Wetlinie siedzą pogrążeni w rozpaczy bliscy Olka. Bo my, jego przyjaciele, śledzimy każdego newsa, czekając na tego, w którym podadzą, że żyje, że Go odnaleziono. Bo niektórzy z nas znają go całe życie, jego życie. Bo Olek, w przeciwieństwie do wielu z Was – to po prostu fantastyczny człowiek z wielką pasją. I z odwagą do jej realizowania. O takich ludziach, którzy przekraczają swoje granice, czynią niemożliwe – możliwym – o nich pisze się w encyklopediach. Jeśli naprawdę nie macie do powiedzenia nic, prócz hejtu na chłopaka, którzy sięgnął po swoje marzenia – zwyczajnie zamilknijcie. Wstyd mi za to, że jesteśmy tej samej narodowości…
OLO! WRACAJ!
…bo się potopimy we łzach.