Rośnie we mnie…

…obezwładniająca bezsilność. I gniew. Na tego boga, tego „miłosiernego” i „sprawiedliwego” ojca w niebie, który koniec końców okazuje się mściwym sukinsynem. W ostatnich latach zabierał nam Przyjaciół: Miśka, Sadystę. Miś zaniedbywał się trochę, Sadysta chorował. Płakaliśmy z bólu, szukaliśmy u siebie nawzajem pocieszenia. Śpiewaliśmy „Na mnie już pora” i znów płakaliśmy. Ale teraz zabrał Olka – chłopaka, który cieszył się światem i życiem. Na niego to nie była pora. To nie był jego czas. Jak bezlitosnym „bogiem” trzeba być, żeby zabierać z tego świata takiego człowieka, kiedy dookoła egzystuje mnóstwo patologii, ludzkich pasożytów, złodziei, pedofili… Jak można zabrać człowieka, który miał tyle do zrobienia, dawał radość i dumę. Który świecił takim jasnym światłem.
Rośnie we mnie gniew i rozpacz.
Nie ma żadnego boga.
Nigdy nie było.
Nigdy.
Żadnego.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.